Wracając do pięknej pogody, której jeszcze gdy wychodziłam z domu o 6 rano pod przymusem uniknięcia kolejnej awantury o nic, nie dała się we znaki. Dopiero gdy obudziłam się w innym łóżku niż swoje... Przez żaluzje wbiegły ukradkiem do pokoju małe promyki słońca łaskocząc me powieki. Zadzwonił telefon. Nie odebrał.* Zapadłam znowu w sen. Koszmary. Budzę się. Nie otwieram oczu ale już słyszę krzyki... Otwieram oczy, żaluzje nie pomagają bo słońce pali tak silnie, że i tak przebija je i razi w oczy. Myśl. To nie będzie zwykły dzień. Chce szybko się umyć,ubrać, umalować, i z nim z tąd wyjść.* Tak i się stało! Może nie potrwało to 15 min. bo chciałam w ten spierdolony dzień ładnie wyglądać ale się udało. Tylko przekroczyłam próg drzwi i poczułam, że żyje. Poszłam zjeść do kultury łososia z kaparami, później małe rozluźnienie. Wieści, że wieczorem jest domówka i cały dzień obróciliśmy do góry nogami. Po obgadaniu sprawy i domysłach ani razu nie wzdychaliśmy nad tym jakie to przykre słowa usłyszeliśmy od bliskich nam osób. Bo to co było jest nie ważne, liczy się to co będzie i jak zacznię się jutro dzień... Przepraszam 02:02 dziś, więc czas spać. Dobranoc 💤 I miłego dnia 🙃
*z nim, nie odebrał itp. mam na myśli swojego faceta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz